W końcu wróciłem na leśne dukty! I wreszcie udało mi się wziąć udział w znanym i lubianym Biegu Łosia, oczywiście w Puszczy Kampinoskiej. Szykowałem się na ten bieg już od dwóch miesięcy. Pisząc o szykowaniu się mam na myśli bardziej ochotę na jego przebiegnięcie niż trening pod konkretny wynik, bo z treningiem w ostatnim czasie było krucho. Ale biegać po lesie uwielbiam, więc z przyjemnością odwiedziłem Puszczę Kampinoską i jej rejon, w którym jeszcze nie byłem
W tym roku miałem ku temu już drugą okazję, po styczniowym rajdzie narciarskim. Chyba po raz pierwszy organizatorzy przenieśli zarówno termin imprezy jak i jej lokalizację. Bieg Łosia zawsze kojarzył mi się bardziej zimowo, natomiast w tym roku mieliśmy warunki prawdziwie letnie, ponad 20 stopni w cieniu. Na zdjęciu poniżej reprezentacja Żyrafy :)
W tym roku miałem ku temu już drugą okazję, po styczniowym rajdzie narciarskim. Chyba po raz pierwszy organizatorzy przenieśli zarówno termin imprezy jak i jej lokalizację. Bieg Łosia zawsze kojarzył mi się bardziej zimowo, natomiast w tym roku mieliśmy warunki prawdziwie letnie, ponad 20 stopni w cieniu. Na zdjęciu poniżej reprezentacja Żyrafy :)
Wypad do puszczy zawsze jest okazją do zabrania rodziny na łono natury. Tym razem oprócz córki towarzyszyła mi mama, która postanowiła z Zosią trochę pospacerować. Niestety ze względu na wąskie i piaszczyste ścieżki niemożliwe jest przebiegnięcie tej trasy z wózkiem - bieganie z córką zostawiam więc na płaskie i równe trasy. Liczyłem, że ze względu na lokalizację bazy zawodów na terenie Dyrekcji Parku, będzie ona obecna podczas wydarzenia choćby z jakimś stoiskiem promocyjnym. Niestety nikogo nie było. Ich strata.
Start odbywał się z
polany, gdzie zebrało się ponad 400 uczestników biegu. Wcześniej rano
byli tu ultrasi, których jednak wywieziono w drugi koniec puszczy
autobusem i musieli tu z powrotem wrócić po pokonaniu ponad 50 km
krętymi, piaszczystymi i pagórkowatymi ścieżkami. W części trasy obu
biegów się pokrywały i o dziwo po kilkudziesięciu minutach biegu zaczęli
z naprzeciwka pojawiać się ultrasi. Minąłem chyba ok. 15 z nich i ze
zdziwieniem stwierdziłem, że wyglądają na świeższych niż większość
otaczających mnie biegaczy (z których jeden sapał jakby miał paść i
wyzionąć ducha) :) A tamci biegli przecież już ok 4 godzin! Szacun!
Na
swojej trasie mijałem kilka naprawdę ładnych miejsc: Góra Ojca, Aleja Ułanów Jazłowieckich, Spółkowa Góra. Generalnie w puszczy było
bardzo sucho, jednak po drodze przebiegaliśmy też przez teren bagnisty,
gdzie w powietrzu czuć było wilgoć. Przy wyższym stanie wód gruntowych
trzeba by było zapewne korzystać z kładek ułożonych z boku na taką
okoliczność.
Po dość spokojnym biegu w średnim tempie
nieco ponad 5 min/km na ostatnich dwóch kilometrach zacząłem
przyśpieszać - czułem się dobrze, więc czemu nie? Zwłaszcza, że gdzieś w
połowie dystansu minęła mnie grupa biegaczy, którzy pędzili jakby
dopiero wyskoczyli z krzaków. Może uciekali przed łosiem? Nie wiem, w
każdym razie pod koniec ja również zacząłem gonić. Ostatni kilometr to
już taki bieg z narastającą prędkością. Jednak takiego finiszu się nie
spodziewałem i chyba jeszcze nigdy w życiu tak nie pędziłem. Na ostatnim
zakręcie, przy wbiegu na polanę wyprzedzany przeze mnie zawodnik
postanowił się nie dać i zaczęła się walka nawet nie na 100%, tylko na
200 a może nawet 300% :) Pędziliśmy w tempie niemal sprinterskim, czułem się mniej więcej tak:
Niewiele brakowało, a z tego wszystkiego nie trafiłbym w metę. Nie było dmuchanej, oczojebnej bramy, więc biegnąc "na odcięciu" obrałem kierunek na wprost, tak jak prowadziła ścieżka, natomiast meta była po odbiciu lekko w prawo. Na szczęście kibice wrzeszcząc "Meta jest tam!!!" uratowali mnie przed wbiegnięciem gdzieś na manowce i skutkiem tego nie dałem się wyprzedzić goniącemu mnie walczakowi. Za metą czułem, że na finiszu dałem z siebie bezgranicznie wszystko. I to jest piękne :)
Po ochłonięciu opędzlowałem posiłek regeneracyjny, pobawiłem się z córką na placu zabaw i zadowoleni wróciliśmy do domu
Niestety na tej imprezie czas mierzony jest tylko brutto, więc finalnie zająłem 106 miejsce na 410 zameldowanych na mecie (ktoś podobno zabłądził :D ), a wydaje mi się, że netto byłbym w pierwszej setce. Jednak jadąc do Puszczy w ogóle nie nastawiałem się na wynik, tempo i ściganie. Miała być przyjemność i była, a przy okazji z lepszym czasem niż sobie zakładałem - szacowałem między 1:20 a 1:30, a wyszło 1:19 :)
Jeśli w przyszłości znowu zmieni się trasa biegu to zapewne pojawię się na Starcie tej imprezy ponownie... i może w końcu zobaczę łosie w Kampinosie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz