Przy okazji rodzinnego wypadu na
majówkę udało mi się zaliczyć bardzo fajny bieg w Toruniu - 10km Run
Toruń. O biegu wiedziałem już dawno, jednak niemal do ostatniej chwili
ważyły się losy wyjazdu. Rodzinna majówka to spore logistyczne
przedsięwzięcie samo w sobie, a co dopiero, gdy w planach na dzień dobry
jest jeszcze odbiór pakietu i start w biegu? Na szczęście wszystko
udało się załatwić "na styk", a pogoda umożliwiła mi start z Zosią w
wózku :)
Dojazd do Torunia jest świetny - niecałe 2 godziny
autostradą. Jednak tego dnia w mieście odbywał się też ogólnopolski
zlot BMW, co spowodowało, że miasto było trochę zapchane. Pakiet startowy udało
mi się odebrać 15 minut przed zamknięciem biura... Wiedziałem więc już,
że wystartuję, do końca jeszcze nie wiedziałem tylko czy sam czy z
córką. Mimo pełnego słońca obawiałem się trochę zimnego wiatru, który
mógłby ją przeziębić w pędzie. Na szczęście nasz wózek można nieco
modyfikować - odwróciliśmy kabinę tyłem do kierunku jazdy, co zapewniło
dobrą ochronę przed wiatrem. Niestety dla mnie w takiej konfiguracji
wózek prowadzi się znacznie ciężej niż zwykle, ale potraktowałem to jako
dodatkowe wyzwanie - w końcu to tylko 10 km :) 

Jak zwykle obawiałem się o Zosię - czy uśnie, czy nie będzie marudzić, czy nie będzie jej za zimno/gorąco? Na szczęście wszystko poszło idealnie i bez problemów pokonaliśmy całą trasę. Zosia zasnęła gdzieś przed trzecim kilometrem i nie obudził jej ani doping aniołków ze szkoły podstawowej ani nawet Dj grający z samochodu RedBulla :) Na mecie dostała w nagrodę pyszne ciastko i jabłko, którymi zajmowała się przez całą drogę powrotną do auta, które zostawiliśmy w okolicy startu i musieliśmy do niego z powrotem potruchtać około 3-4 km.

Trasa biegu w większości była asfaltowa, z bodajże trzema odcinkami po bruku (w tym jeden pokonywany dwukrotnie połączony z podbiegiem). Tu muszę dodać, że nasz wózek dzięki dużym kołom i dobrej amortyzacji świetnie sprawdza się w trudnych warunkach. Niektórzy z uśmiechem i trochę z niedowieżaniem patrzyli jak zawieszenie trzęsie się na bruku, jednak dziecko w środku wygodnie spało w najlepsze. Nie spodziewałem się jednak, że będą tu jakieś podbiegi. Zwłaszcza ostatni w okolicy 9 km mocno dał mi w kość, a tętno skoczyło do ponad 200.


Żeby nie było tak super słodko to muszę wymienić kilka rzeczy, na które organizatorzy powinni zwrócić uwagę w przyszłości, bo impreza cały czas rośnie: 1. brak przebieralni na starcie, 2. spory tłok na pierwszych kilometrach mimo startu falowego - trochę za wąskie drogi jak na początek trasy i za krótkie odstępy pomiędzy strefami, 3. ogromny ścisk na mecie - trochę za wąski korytarz pozostawiono dla biegaczy.
Zdziwiłem się również dopingiem na trasie,
gdyż oprócz świetnych zorganizowanych grup w parku oraz turystów na
ostaniej prostej do mety doping był raczej mizerny. Może na moje
odczucia wpłynął niesamowity doping na trasie niedawnego biegu w
Milanówku i stąd takie wrażenie? Nie wiem, w każdym razie na pewno przy takiej frekwencji mogło być
lepiej.
Podsumowując, imprezę uważam za bardzo udaną i na
pewno godną polecenia. Trzymam kciuki za dalszy rozwój Run Toruń i
kolejne tak piękne medale!
P.S. Mimo niełatwych warunków udało mi się wykręcić jeszcze lepszy czas niż w Milanówku, tym samym moja nowa życiówka na dychę z wózkiem wynosi teraz 49:21, a 661 miejsce na 1863 osoby, które ukończyły bieg też wstydu nie przynosi.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz