W ostatnią niedzielę dołączyłem do grona rodziców biegających z wózkiem. Był to spontaniczny pomysł mojej żony, do którego niespecjalnie byłem przekonany... Przede wszystkim dlatego, że w planie miałem długie wybieganie po krakowskich pagórkach. A co jeśli dziecko będzie marudzić? Co jeśli takie bieganie okaże się zbyt ciężkie lub przez nienaturalny ruch skończy się kontuzją tydzień przed zawodami? No ale czego się nie robi dla żony :)
