czwartek, 12 listopada 2015

XXVII Bieg Niepodległości w Warszawie

Dawno tak szybko nie biegałem. W tym roku zdecydowanie najwięcej trenowałem pod kątem maratonu, ale jako że sezon się już kończy, to postanowiłem się sprawdzić na "dychę". Ostatni raz startowałem na takim dystansie ponad rok temu w Żyrardowie, gdzie (dwa dni po półmaratonie Cudu nad Wisłą w Radzyminie) udało mi się ustanowić swój rekord na poziomie 46 minut. Wtedy wystartowałem całkowicie na luzie i spiąłem się dopiero w drugiej połowie dystansu. Tym razem od początku szykowałem się na walkę i złamanie 45 minut.


Decyzję o starcie podjąłem nieco spontanicznie i czasu na pobudzenie organizmu do szybszego tempa nie pozostało za wiele. Po niedawnym półmaratonie zdecydowałem się więc zmniejszyć kilometraż, a przy tym pobiegać zdecydowanie szybciej. Poza tym od ponad miesiąca dokucza mi trochę biodro, co stanowi ryzyko, że kiedyś popsuje się bardziej, ale na szczęście jeszcze wytrzymało, a teraz zasłużyło na małe roztrenowanie ;)


W Biegu Niepodległości w Warszawie startowałem już w 2012 roku, więc wiedziałem czego się spodziewać. Obawiałem się tylko, że na trasie będzie zbyt duży tłum i o dobry czas będzie ciężko, ale organizatorzy pomyśleli o tym puszczając uczestników falami - każda z sześciu stref osobno. Wiadomo, że przy niemal 13 tysiącach biegaczy nie da się zadbać, aby każdy mógł biec swobodnie. Cały czas trzeba myśleć i być uważnym. 


Jednak w tym biegu chyba najważniejsze jest uczczenie niepodległości. Nie dość, że uczestnicy startując tworzą żywą flagę biało-czerwoną, to jeszcze wielu z nich biegnie z własnymi flagami, z wąsami a`la Piłsudski lub w przebraniu np. husarza. Do tego na trasie przygrywała orkiestra wojskowa, a mażoretki prezentowały układy choreograficzne. Dlatego właśnie warto wziąć udział w tym wydarzeniu i pozytywnie manifestować radość z odzyskania niepodległości. 



Dużą rysą na wizerunku biegu jest jednak zachowanie organizatora kilka dni przed biegiem (zapewne w wyniku jakichś politycznych nacisków) i zmiana wizerunku na koszulkach. W efekcie większość biegaczy miała na przodzie pierwotny wzór z mapą II RP i III RP, niektórzy mieli dobrej jakości godło II RP, a wielu uczestników tandetną naprasowankę z godłem zasłaniającą "niepoprawną politycznie" mapę... Nawet brak mi słów na takie zachowanie organizatora... Lipa!
Bardzo dobrze była natomiast zorganizowana strefa Mety. Miejsca odbioru medalu, izotoniku, banana i folii "ocieplającej" były znacznie odsunięte od Mety i dzięki temu nie było tam zbyt dużego tłoku. Nie zatrzymując się i nie czekając można było w spokojnym marszu wszystko po kolei odebrać.   



Bieg ten będę bardzo dobrze wspominał głównie ze względu na nadspodziewanie dobry wynik :) Długo myślałem nad taktyką. Nie chciałem ruszyć za szybko, aby nie odcięło mi prądu w drugiej części dystansu. Plan był więc taki: pierwszą piątkę miałem biec po ok 4:30/km, a później się zobaczy. Noga jednak podawała i na półmetku byłem już ponad 40 sekund do przodu. Postanowiłem więc biec dalej tym tempem, a jak się uda to w końcówce jeszcze przyśpieszyć. Udało się mimo bólu, który niespodziewanie pojawił się w prawym boku około 7 kilometra. Czułem jednak, że uda mi się pobić życiówkę i to nawet bardziej niż myślałem. W efekcie na mecie zameldowałem się z czasem 43:24. Jak dla mnie rewelacyjnie :) Na niemal 13 tysięcy uczestników dało mi to 1254 miejsce, a więc prawie w czołówce ;)

 

Polecam wszystkim udział w tym patriotycznym biegu, choćby dla tak ładnego medalu pamiątkowego:

 

Sądzę, że w przyszłości jeszcze pojawię się na tym biegu, bo ma w sobie coś wyjątkowego :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz