Był to mój pierwszy rok, który mogę nazwać sezonem (biegowym). Praktycznie całe 12 miesięcy udeptywałem lokalne drogi i leśne dukty, czasem zmieniając swoje buty na narty lub rower :)
Z wyjątkiem małej kontuzji w marcu, która niestety uniemożliwiła mi start w Półmaratonie Warszawskim (odkuję się już niedługo), wyglądało to całkiem obiecująco i we wrześniu zaowocowało pierwszym w życiu półmaratonem :)
"Połówki" spodobały mi się na tyle, że w przeciągu 1,5 miesiąca pokonałem ten dystans trzykrotnie (Sochaczew, Tarczyn, Puszcza Kampinoska). Na tą chwilę czuję, że to mój ulubiony dystans i jemu mam zamiar podporządkować starty w przyszłym roku. A jeśli zdrowie pozwoli to kto wie, może kiedyś zdecyduję się na całe 42,195 km...
Do tych trzech "połówek" dorzuciłem jeszcze trzy starty na dychę (Milanówek, Truskaw, Warszawa) i śmiało mogę powiedzieć, że bieganie zadomowiło się w moim życiu na dobre wypierając z mego czasu wolnego inne sporty, jak choćby piłkę nożną, której uprawiania niestety nie mogłem pogodzić ze zwiększającym się kilometrażem oraz jej negatywnym wpływem na stan moich stawów... Cóż, wybrałem bieganie i nie żałuję :) Nie ma lepszego lekarstwa na codzienne stresy czy nawet zmęczenie niż wyjście z domu na solidną przebieżkę. Nie muszę nigdzie jechać - po prostu przebieram się w domu, robię rozgrzewkę i jazda przed siebie! Jedynym ograniczeniem jest czas i zasób sił. Poza tymi dwoma sprawami za każdym razem mam przed sobą ocean możliwości - nadal nie przebiegłem każdej leśnej ścieżki w okolicy :) Wszystko zależy ode mnie, a przegrać mogę jedynie z kontuzją (tfu! odpukać).
Do tych trzech "połówek" dorzuciłem jeszcze trzy starty na dychę (Milanówek, Truskaw, Warszawa) i śmiało mogę powiedzieć, że bieganie zadomowiło się w moim życiu na dobre wypierając z mego czasu wolnego inne sporty, jak choćby piłkę nożną, której uprawiania niestety nie mogłem pogodzić ze zwiększającym się kilometrażem oraz jej negatywnym wpływem na stan moich stawów... Cóż, wybrałem bieganie i nie żałuję :) Nie ma lepszego lekarstwa na codzienne stresy czy nawet zmęczenie niż wyjście z domu na solidną przebieżkę. Nie muszę nigdzie jechać - po prostu przebieram się w domu, robię rozgrzewkę i jazda przed siebie! Jedynym ograniczeniem jest czas i zasób sił. Poza tymi dwoma sprawami za każdym razem mam przed sobą ocean możliwości - nadal nie przebiegłem każdej leśnej ścieżki w okolicy :) Wszystko zależy ode mnie, a przegrać mogę jedynie z kontuzją (tfu! odpukać).
Liczby może nie są imponujące ale mi wystarczy - poprzedni rok poprzez ciągłą walkę z powracającą kontuzją nauczył mnie cierpliwości. Poza bieganiem odkryłem coś równie fenomenalnego... narty biegowe :) Czyli pozostajemy w klimacie biegania nawet jak spadnie kilkadziesiąt cm śniegu. Bajka. Udało mi się na nich pokonać nieco ponad 100 km w dość krótkim czasie i wydaje mi się, że mocne szusowanie na biegówkach dały mi niezłą podbudowę pod sezon biegowy. Biegi narciarskie są ponoć sportem angażującym najwięcej grup mięśni spośród wszelkich innych dyscyplin sportu. Cóż, daje się to odczuć ale dla całej przyjemności naprawdę warto. Zimowe widoki w lesie wynagrodzą wszystko
Kolejny rok z rzędu nie zaniedbywałem też swoich dwóch kółek, które pozwalają mi na zwiedzenie nieco dalszej okolicy. Do indywidualnych wycieczek doszły również rajdy z Żyrafą (vol. 1, vol. 2, vol. 3)
Mimo, iż podobnie jak w latach ubiegłych licznik rowerowy wskazuje ok. 1000 km to i tak nie udało mi się zrealizować kilku bardziej ambitnych wypraw... Mam nadzieję, że co się odwlecze to nie uciecze...
A tak a propos:
Dziękuję za uwagę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz