sobota, 29 sierpnia 2015

Biegowy debiut z dzieckiem

W ostatnią niedzielę dołączyłem do grona rodziców biegających z wózkiem. Był to spontaniczny pomysł mojej żony, do którego niespecjalnie byłem przekonany... Przede wszystkim dlatego, że w planie miałem długie wybieganie po krakowskich pagórkach. A co jeśli dziecko będzie marudzić? Co jeśli takie bieganie okaże się zbyt ciężkie lub przez nienaturalny ruch skończy się kontuzją tydzień przed zawodami? No ale czego się nie robi dla żony :)


Pierwszym celem było wdrapanie się na Kopiec Piłsudskiego. Dwa dni wcześniej samotnie wbiegłem na Kopiec Kościuszki, na który prowadzi bardzo cywilizowana droga. Tego samego spodziewałem się tutaj i niestety się zawiodłem. Od strony miasta pod kopiec prowadzi bowiem bardzo wąski i cholernie stromy szlak. Ludzie dziwnie patrzyli na gościa, który wyprzedza ich pod górę z wózkiem :) Ale udało się - widok warty był tego trudu


Zosia też była ze mną na samej górze kopca, ale nie podziwiała panoramy, bo spała :)


Ze szczytu kopca udaliśmy się w stronę Tyńca. Tym razem na sam dół prowadziła szeroka asfaltowa jezdnia, którą dotarliśmy do kolejnego punktu programu, mianowicie Klasztoru Kamedułów. Trzeba przyznać, że jest on niesamowicie widowiskowo położony i widać go z bardzo daleka


Ciekawostką jest, że na zboczach Bielańsko-Tynieckiego Parku Krajobrazowego uprawiane są winogrona. Miło zobaczyć polskie winnice, może powstaje tu kultowy "Komandos" albo "Bycza moc"? ;)
Dalej w końcu trasa się wypłaszczyła i kierując się w stronę Tyńca zrobiliśmy nawrót nad śluzą Kościuszki - miejscem, gdzie znajduje się próg wodny na Wiśle


Na drugim brzegu trafiliśmy akurat na zawody kajakarskie - Mistrzostwa Europy Juniorów w slalomie. W tle widać Klasztor Kamedułów


Większość trasy powrotnej to bieg po nadwiślańskim szlaku pieszo-rowerowym, na którym panuje dość spory ruch. Pełno na nim rowerzystów, rolkarzy i biegaczy, ale wszyscy żyją w zgodzie. Jeśli tylko będziecie w Krakowie to polecam wybrać się tą trasą do Opactwa w Tyńcu :)


W sumie wyszło ponad 24 kilometry pokonane w ok. 2 godziny i 40 minut. Długie wbieganie jak się patrzy, a dodatkowo na całej linii zakończone sukcesem. Zosia prawie nie marudziła, bardzo szybko zasnęła i mieliśmy tylko jeden przystanek na zmianę pieluchy. W drodze powrotnej zaczepiała rowerzystów, rolkarzy, biegaczy i budziła powszechną sympatię. Będę to wspominał szczególnie miło :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz