wtorek, 22 kwietnia 2014

Las Łagiewnicki - bieganie na orientacje

Ze wszystkich przyjemności jakie daje mi bieganie najbardziej chyba lubię spontaniczne odkrywanie nowych miejsc. W tej nieskrępowanej wolności jest coś uzależniającego... Gdy znajduję się w lesie, pośród wielu wytyczonych i wydeptanych ścieżek, zazwyczaj daję się ponieść i rzadko się zdarza żebym przebiegł trasę dokładnie taką, jaką sobie założyłem. Wiadomo, że najpierw muszę nakreślić sobie pewien plan biegu (start, koniec i mniej więcej trasę), ale bez przesady. Większość decyzji staram się podejmować "w biegu" - kieruję się tam, gdzie mi się podoba



Pozwala mi to na zwiedzanie nowych miejsc w biegu i odkrywanie "świata". Uwielbiam wytyczyć sobie trasę, tak jak w tym przypadku, a później mniej lub bardziej się jej trzymać i delektować się obcowaniem z naturą. Oto mapka całego kompleksu leśnego


Długie wybieganie (ok. 15-18 km) daje możliwość zobaczenia niezłego kawałka ziemi, a endorfiny tylko potęgują doznania. W łódzkim lesie, w którym byłem pierwszy raz było mi o tyle łatwiej, że prawie od każdej strony ograniczony jest on drogami asfaltowymi. Wystarczy zapamiętać ich nazwy, a nie zabłądzimy - co najwyżej nadrobimy kilka km ;) A poza tym las ten nie jest dla biegaczy aż taki duży, na jaki się wydaje - mimo, że jego powierzchnia to 1205 hektarów. Jest to podobno największy kompleks leśny w Europie położony w granicach miasta. 
W pogotowiu zawsze mam ze sobą telefon z GPS (na wszelki wypadek), choć w praktyce korzystam z niego niezwykle rzadko. Po prostu szkoda mi czasu na szperanie po mapie - wolę biec "na czuja" i zobaczyć gdzie trafię


Wcześniej oczywiście dokładnie studiuję mapę (lubię to) i wyznaczam sobie jakieś cechy charakterystyczne terenu np. ulice, budynki, przystanki. Częste bieganie po lesie nauczyło mnie dość dobrej orientacji w terenie, dzięki czemu zazwyczaj wiem, w którą stronę biegnę. Od tej reguły są oczywiście wyjątki, np. ostatnio w Lesie Łagiewnickim zmieniłem wcześniej obraną trasę - aby ją nieco wydłużyć i uatrakcyjnić postanowiłem obiec dookoła Rezerwat Przyrody Las Łagiewnicki. Niezbyt czytelne oznakowanie sprawiło jednak, że nie dokręciłem pełnego półkola i myśląc, że wróciłem do drogi, którą wcześniej biegłem i chciałem pobiec w innym kierunku niż powinienem dalej. Na szczęście dla pewności spytałem się rowerzystów o lokalizację i oni nakierowali mnie już właściwie. Tak to czasami bywa jak nadziewamy się na skrzyżowanie w kształcie rozgwiazdy :)


Dzięki tej spontanicznej biegowej wycieczce udało mi się zobaczyć m.in. Sanktuarium św. Antoniego i klasztor franciszkanów w Łagiewnikach, piękne śródleśne stawy (łagiewnickie i na Arturówku), Rezerwat Przyrody Las Łagiewnicki, a także Stację Radegast - stację kolejową, z której podczas II wojny światowej wywożono Żydów z łódzkiego getta (wycieczkę do tutejszego muzeum opiszę innym razem)



Dużo jak na półtorej godziny biegania i 17 km "podróży" :) W ten sposób udało mi się połączyć moje trzy zainteresowania - bieganie, historię i przyrodę. Lepiej chyba być nie mogło, więc z pewnością tam jeszcze wrócę, jeśli nie na bieganie to chociaż na rower. Jak się zazieleni, będzie tam jeszcze piękniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz