niedziela, 2 marca 2014

Bieg Ludzi Honoru - Tropem Wilczym

Od kilku lat 1-go marca obchodzimy w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. W tym roku w Warszawie narodziła się (mam nadzieję) nowa świecka tradycja , a mianowicie bieganie po Parku Skaryszewskim w celu uczczenia naszych bohaterów. Bohaterów, którzy ginęli w nierównej walce z dobrze zorganizowanymi i licznymi Rosyjskimi służbami bezpieczeństwa i ich Polskimi pomocnikami - często po kilkuletnim brutalnym śledztwie zakończonym sfingowanym procesem (bez dowodów lub nawet zaocznie), karą śmierci (z reguły strzał w tył głowy) i wrzuceniem ciała do zbiorowej, bezimiennej mogiły (niekoniecznie w rejonie cmentarza). Z reguły rodzina dowiadywała się o śmierci kilka lat później, albo nawet wcale. Nazywano ich "bandytami", robiono wszystko by o nich zapomnieć i zakłamać ich historię. Dlatego tak bardzo cieszą takie inicjatywy jak ten bieg, które przywracają Żołnierzom Wyklętym dobre imię. W przeddzień biegu IPN ogłosił ponadto dobrą nowinę - w kolejnym etapie ekshumacji odbywających się na warszawskich Powązkach dwunastu Polskich żołnierzy odzyskało tożsamość i dzięki badaniom DNA udało się zidentyfikować ich szczątki i miejsce "pochówku"... Po ponad 60-ciu latach... 



Wracając do samego biegu - do wyboru mieliśmy rywalizację na 5 i 10 km - obie długości na atestowanej trasie w formie 2,5 km pętli. Dzięki zaangażowaniu TVP wydarzenie miało spory rozgłos, a sama nazwa biegu nawiązywała do znanego serialu o żołnierzach Armii Krajowej. Ze względu na moje historyczne "zboczenie" nie mogłem przegapić takiej okazji, a przy okazji mogłem się sprawdzić na krótszym niż zazwyczaj dystansie - wystartowałem na "piątkę". Była to dla mnie nieco wyprawa w nieznane, więc długo zastanawiałem się nad taktyką i tempem. Koniec końców jednak po salwie wystrzelonej przez grupę historyczną oznaczającej start cały plan diabli wzięli - adrenalina zrobiła swoje i ruszyłem z kopyta. 



W nieśmiałych planach zakładałem bieg ok. 4:25/km, jednak pierwszy km stuknął równo po 4-ech minutach. Pomyślałem, że to szaleństwo ale z drugiej strony 5 km to krótki dystans i może dam radę pobiec w sumie nieco poniżej 4:20/km. Postanowiłem trzymać tempo i jednocześnie uważnie słuchać organizmu. Drugi km przebiegłem tak jak pierwszy i wszystko było ok. Jednak zbyt forsowne tempo dało o sobie znać pod koniec 3-go km - organizm domagał się więcej tlenu i czułem, że biegnie mi się coraz ciężej. Dogoniłem jednak jakiegoś młodego chłopaka i trzymając się razem przebiegliśmy ok. 1 km co i jemu wyraźnie odpowiadało, bo kilka razy próbował "szarpać" jednak widząc, że ja nie reaguję i biegnę równo od razu zwalniał i wracał do "szyku". Szkoda, że w takim tempie nie można sobie pogadać, co jest niewątpliwie zaletą długich dystansów. Tuż po 4-tym km mój kolega rozpoczął finisz, ja niestety musiałem się jeszcze wstrzymać - kryzys opanowałem, jednak coś extra mogłem dać tylko na ostatniej prostej, która miała ok 500 metrów. Muszę przyznać że atmosfera na finiszu była naprawdę gorąca i świetnie zagrzewała do wyplucia swoich płuc, co oczywiście nastąpiło :) Wpadając na metę nie byłem w stanie podziękować wolontariuszowi wręczającemu mi medal. Dopiero kilka kroków i oddechów dalej mogłem coś z siebie wydusić. Jednak było warto - dostałem najładniejszy medal w swojej biegowej "karierze". Czas 21:13 i 30 miejsce w kategorii open (ukończyło 279 osób) również wstydu nie przynosi :)


Gratulacje dla organizatorów, bo trzeba przyznać, że udało się im zrobić dobrze zorganizowany bieg upamiętniający wspaniałych ludzi, ze świetną oprawą. Bardzo liczna i świetnie wyposażona w sprzęt wojskowy grupa historyczna "Zgrupowanie Radosław" zapewniła wojenne atrakcje oraz chętnie i cierpliwie pozowała do zdjęć. 




Mam nadzieję, że po biegach Niepodległości rozprzestrzenią się w Polsce także biegi ku czci Żołnierzy Wyklętych, ponieważ w Narodzie świadomość historyczna nadal jest dosyć słaba i w wielu polskich miastach nadal możemy "podziwiać" pomniki postawione przez Sowietów, na co również sprytnie zwrócili uwagę organizatorzy - chwała im za to...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz