wtorek, 19 kwietnia 2016

Bieg Sto-Nogi w Milanówku

Po trzech latach ponownie zagościłem w Milanówku na Biegu Sto-Nogi. Wtedy była to pierwsza edycja i tak naprawdę wielka niewiadoma. Ja również byłem wtedy bardzo początkującym biegaczem, ale sama impreza zrobiła na mnie zarówno wtedy jak i teraz bardzo pozytywne wrażenie. 



Z pierwszej edycji (relacja tutaj) zapamiętałem kałuże na trasie, bardzo szybkich zawodników w czołówce biegu oraz masaż na mecie :)
Tym razem postanowiłem wystartować z córką w wózku. Dzień wcześniej trochę popadało, a mając wspomnienia z poprzedniego biegu obawiałem się, że będzie mokro (podobno co roku jest). Nic z tych rzeczy - w Niedzielę wyszło takie słońce, że nawet trochę się opaliłem podczas biegu.
Bałem się też, że Zosia nie uśnie z powodu ogólnego zamieszania i olbrzymiego dopingu na trasie. Naprawdę doping jak na tak kameralny bieg był niesamowity! Mojej córce jednak to wcale nie przeszkadzało i jak zasnęła jakieś 5 minut po starcie, tak obudziła się dopiero za linią mety :)


Mały problem mieliśmy tuż przed startem, kiedy była już dosyć śpiąca, a musieliśmy stać w miejscu oczekując na start. W ogóle moja procedura startowa została w całości podporządkowana dziecku - tuż przed startem/snem jakiś niewielki posiłek, później woda, kontrola pieluchy i można zapinać pasy oraz powoli myśleć o biegu :) Z tego wszystkiego zapomniałem włączyć zegarka.


Co zapamiętam z tego biegu?  Na pewno słoneczną pogodę, świetną atmosferę, wielu napotkanych znajomych, miłe słowa od kibiców no i oczywiście pchanie wózka, a zwłaszcza nawroty i pilnowanie aby odpowiednio zwolnić w trosce o zawartość :)
Pochwały należą się organizatorom za pakiet startowy - nie zdzierają z biegaczy, a do tego zapewniają fajne gadżety i atest PZLA. W tym roku każdy dostał kubek Sto-Nogi oraz etui na telefon zamiast setnej koszulki.

Kto jeszcze nie startował w Milanówku, tego zachęcam aby kiedyś tu zajrzał, bo warto. W tym roku dużym magnesem dla mnie był też medal - bardzo oryginalny i po prostu ładny. Żałuję tylko, że startując z samego końca nie miałem szansy na wywalczenie medalu w kolorze srebrnym, choć czas netto jaki osiągnąłem pozwalał mi o nim myśleć. To też ciekawy pomysł, że pierwszych 50-ciu biegaczy na mecie dostaje medale złote, kolejnych stu dostaje srebrne, a reszta dostaje brązowe. Dla niektórych może być to dobra motywacja do wyprucia sobie flaków :)

Z kronikarskiego obowiązku dopiszę, że w debiucie z wózkiem na dystansie 10 km udało mi się osiągnąć cel, czyli uzyskać czas poniżej 50 minut, a dokładnie 49:53 :) Dało mi to 152 miejsce na 372 sklasyfikowanych. Nie jest źle :)

2 komentarze: