środa, 13 sierpnia 2014

Na piwo do Browaru

Sierpień został moim miesiącem rekordów. Dopiero co ukończyłem bieg na ok. 48 km, a tydzień później udało nam się zorganizować całkiem przyjemny rajd rowerowy pod szyldem Żyrafy.  Na pomysł, aby tym razem poprowadzić rajd rowerowy do Bednar pod Łowiczem wpadłem dzięki Adamowi, który jakoś w lipcu wziął udział w Biegu po Piwo z Łodzi do Browaru Bednary (bagatela 70 km!). Jako miłośnik dobrego piwa nie mogłem nie odwiedzić tego miejsca. Michała jak zwykle nie musiałem namawiać do pomocy w zorganizowaniu wydarzenia. A więc jedziemy!


Dystans rajdu z Żyrardowa miał wynosić około 75 km - taką trasę wyznaczył Michał i parę dni wcześniej ją zwiadowczo objechał. Ja na miejsce startu wybrałem się oczywiście rowerem, co dodało mi do całkowitego dystansu wycieczki ok. 10 km. Na starcie pod torem kolarskim zjawiło się nieco ponad 30 osób, ale po drodze w miejscowości Wikcinek dołączyła do nas kilkuosobowa grupa sochaczewska. W międzyczasie zaliczyliśmy 3 postoje podsklepowe, gdzie każdy mógł zakupić coś dla ochłody - pogoda sprzyjała, nastroje również.


Już w samych Bednarach przejeżdżaliśmy obok najbardziej okazałej kapliczki jaką w życiu widziałem


Po dotarciu na miejsce przeznaczenia, czyli do Browaru, uczestnicy ustawili długi ogonek po jasne, zimne i oczywiście bezalkoholowe ;) piwo. Po to tu przyjechaliśmy, więc niemal każdy z przyjemnością zatopił usta w złocistym trunku. Takie lokalne browary mają swój urok, a produkcja na mniejszą skalę pozwala nieco eksperymentować ze smakiem. My mieliśmy okazję spróbować piwa, które do butelek zostało rozlane raptem 3 dni wcześniej


W oczekiwaniu na podanie napoju mieliśmy okazję podziwiać aparaturę, w której tworzy się kolejna warka piwa, tym razem ma to być... uwaga.. piwo ostrygowe! Kto chce skosztować to radzę się śpieszyć z wizytą w Bednarach ;)




A po konsumpcji sympatyczny właściciel wtajemniczył nas w magiczny proces warzenia piwa



Wypiliśmy wszystko, co było do wypicia, zamknęliśmy browar - misja spełniona można było wracać do domu


Nie wiedzieć czemu, po wizycie w browarze nastroje jeszcze bardziej dopisywały, więc postanowiliśmy zmienić trasę rajdu i zahaczyć o zalew w Bolimowie, oczywiście celem zamoczenia ;)


Na drodze z Nieborowa do Bolimowa ze względów bezpieczeństwa poruszaliśmy się w bardzo ładnych formacjach 10-15 osobowych, dzięki czemu pierwszy raz poruszaliśmy się po drodze zgodnie z prawem o ruchu drogowym. 
Wniosek? Musimy częściej jeździć na piwo ;)
Po kąpieli wodnej i słonecznej ruszyliśmy w drogę powrotną przez Puszczę Bolimowską. 


Zaliczyliśmy jeszcze krótki postój pod pomnikiem Powstańców Styczniowych, a dalej pojechaliśmy malowniczym szlakiem wzdłuż Rawki i odbijając w lewo przejechaliśmy obok Tartaku Bolimowskiego.
Tu grupa tradycyjnie nieco się rozciągnęła - bolimowskie szlaki oddzielają prawdziwych rowerzystów od tych "niedzielnych" bojących się pobrudzić rower ;)
Tradycyjnie również Michał przebił dętkę i musiał ją na szybko wymienić. Po tylu przygodach doszedł już do sporej wprawy i śmiało można uważać go za nasz techniczny support.
 


W ten sposób dotarliśmy do naszego stałego punktu rowerowych eskapad, czyli sklepu we Franciszkowie, gdzie uzupełniliśmy płyny i poczekaliśmy na jadących z tyłu. Pod sklepem grupka śpieszących się do domu (w tym ja) postanowiła się odłączyć i wrócić do swoich domów szybszą trasą przez Waleriany zamiast planowanej leśnej przez Sokule. 
W ten sposób dotarłem do domu po nakręceniu tego dnia 91 km, czym ustanowiłem swój życiowy rekord w dystansie pokonanym na rowerze. Trochę żałuję, że nie mogłem jeszcze pojechać ze wszystkimi do Żyrardowa, bo wtedy wyszłoby łącznie ponad 100 km, a to wyglądałoby już poważnie :)



Do zobaczenia na kolejnym rajdzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz